Uzbrojeni w metody wychowawcze.
Zamknięci w hełmach porządnych, odpowiedzialnych rodziców.
Z mieczem powagi.
Z tarczą konsekwencji…
…idziemy często na bój z własnymi dziećmi.
Walczymy o zjedzone śniadanie.
Wydajemy rozkazy założenia skarpet, bo zimno.
Nakazujemy iść do wanny, ale już!
I klocki pozbierać, bez dyskusji!
Konsekwentnie pilnujemy musztry, bo przecież „my tu jesteśmy rodzicami”, bo przecież nie możemy pozwolić na takie a takie zachowanie.
Zbroimy się w surowość, by dziecko spełniało nasze prośby, które tak naprawdę są żądaniami. Żądaniami kierowanymi do wolnej przecież osoby.
A gdyby tak zakopać ten topór wojenny raz na zawsze?
Gdyby tak uświadomić sobie, że dom to nie pole bitwy, gdzie jedni mają zniewalać drugich. Dom to nie miejsce na wygranych, przegranych, czy na próby sił. Dom to nie miejsce, by prowadzić wieczne potyczki.
Warto sobie uzmysłowić, że najkorzystniej jest być po tej samej stronie. Po stronie KONTAKTU i KOMUNIKACJI.
Gdy jest kontakt, żywa obecność, gdy słucha się siebie nawzajem – nie ma miejsca na walkę.
Czasem wystarczy właśnie takie jedno przestawienie sobie czegoś w głowie. Takie przypomnienie sobie, że przecież mamy przed sobą największą swą miłość, a nie największego wroga. Mamy przed sobą kogoś, kto jeszcze przed chwilą, tak bezbronny i kruchy leżał wciąż w naszych ramionach. Kogoś, kto dopiero uczy się świata. Kogoś, kto bezgranicznie na nas polega. Kogoś, dla kogo mamy być oparciem. A nie żandarmem.
Ostatnio jedna mama zarzuciła mi w komentarzu, że łatwo jest mówić o tym „jak nie robić”. Pytała „jak sobie poradzić z takim kilkulatkiem w sytuacjach kryzysowych, gdy brak już sił i chęci, gdy dziecko w ogóle nie słucha…?”
Myślę, że warto zawsze zaczęć od myśli, że JESTEŚMY z dzieckiem PO TEJ SAMEJ STRONIE.
Takie przypomnienie sobie, przypominanie sobie wciąż, że jesteśmy RAZEM, dla siebie nawzajem, dużo upraszcza.
Warto zacząć od kontaktu i wsłuchania się w drugą, małą osobę i od próby zrozumienia, co kryje się za tym dziecięcym „niepożądanym zachowaniem”.
Czasem może to być próba zwrócenia uwagi.
Czasem chęć zaznaczenia autonomii.
Czasem wyraz niezaspokojonych potrzeb.
Czasem zachowanie typowe dla danego wieku.
Warto zmienić myślenie i nie oczekiwać, że dziecko MUSI spełniać nasze żądania, czy prośby. Jeśli każdy jest pełnoprawnym członkiem relacji, to każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Każdy ma prawo mieć wpływ. Każdy ma prawo się nie zgodzić. Każdy ma prawo być w relacji WOLNY.
Następnym razem, gdy będziesz się wkurzać, że on nie chce zrobić tego, o co prosisz - zastanów się, czy sytuację można zaaranżować inaczej. Bez napięcia. Bez pośpiechu. Bez nacisku i poczucia narzucania komuś swojej woli. Bez walki i manipulacji.
Może zamiana sprzątania w dobrą zabawę świetnie się sprawdzi?
Może wcale nie potrzeba układać zabawek każdego wieczora?
Może, gdy ona ucieka z łazienki przed kąpielą znaczy, że ma jeszcze wiele energii na zabawę?
Może to, że nie chce w tej chwili przerwać czegoś, co ją interesuje to nie przejaw złośliwości, lecz dbanie o swoje potrzeby?
Może potrzeba wygłupów do założenia tych skarpet. Albo jakieś magicznej sztuczki, żeby piżama w końcu „się założyła”.
Może on, ona chce Ci pokazać, że tęskni i chce być gonione po całym domu latające z gołym tyłkiem. Tylko po to, by mieć cię dłużej?
Może warto posłuchać, co dziecko ma do powiedzenia na dany temat. Może to ono wymyśli najlepsze wyjście z trudnej sytuacji?
Ja wiem, że często nie ma czasu. Często gonią nas terminy, godziny, spotkania, prace… Ale nie możemy wymagać od dziecka, by zawsze rozumiało ten nasz dorosły pośpiech.
Pamiętajmy, rodzicielstwo to nie poligon (choć czasem miałoby się ochotę rzucać na oślep granatami). Rodzina to nie szkółka przetrwania (choć czasem przetrwać bez kawy jest trudno).
Wszystkim członkom relacji, wszystkim członkom rodziny, ma być po prostu DOBRZE.
A będzie dobrze, gdy złożymy broń.
Gdy przed każdym nadchodzącym wybuchem, przypomnimy sobie, że nie ma tu żadnego wroga! Jest miłość.
Można też zawsze mieć w głowie takie oto pytanie, które ustawia wszystko na swoim miejscu:
31 października 2015 o 22:13
Wspanialy, madry tekst! Dziekuje
31 października 2015 o 23:52
1 listopada 2015 o 12:40
Dziekuję za ten tekst. Chyba wydrukuję i będę sobie czytać codziennie rano gdy zostaje w domu z moim Trzymiesieczniakiem i Trzylatką
17 lutego 2016 o 10:08
Być może są rodzice, którzy zapominają o zrozumieniu i uwadze w stosunku do dziecka, ale ja jestem świadoma ich potrzeb i konieczności komunikacji. Jestem z nimi niemal 24h (urlop wychowawczy) i cały czas toczę bój, ale nie z dziećmi, a z własnymi emocjami. Czasami wkurzają mnie niemożliwie, kiedy wyczerpię już arsenał pomysłów, uwagi, tłumaczeń, próśb itp. Czasami nie pozostaje nic innego jak tupnięcie nogą i danie do zrozumienia, że miarka się przebrała. Są sytuacje, gdzie tłumaczenie, wysłuchanie i próba zrozumienia nie wystarczą, gdzie trzeba osiągnąć zamierzony efekt natychmiast, bo nieubłagany czas na nas nie poczeka… I co wtedy, mam sobie żyły poprzegryzać, bo śmiałam wymusić na dzieciach określone czynności? Niestety w życiu prędzej czy później spotkają się z koniecznością podporządkowania, czy to nam się podoba czy nie. Moim zdaniem najważniejszy jednak jest wypoczynek i czas dla siebie. Jeśli poświęcimy sobie trochę uwagi, wyśpimy się dobrze i zrelaksujemy będziemy mieć więcej chęci do działań, więcej pomysłów na zabawne czy polubowne załatwienie sprawy z „opornym” dzieckiem. Będzie nam się po prostu chciało bardziej angażować w ich problemy, frustracje, wsłuchamy się w ich bunt i znaleźć łagodne i przyjemne wyjście z sytuacji. Moim zdaniem zmianę należy zacząć od siebie, od nawet małego egoizmu (zakupy, siłownia, spotkania z przyjaciółmi – czegoś co daje nam kopa i sprawia przyjemność) a w efekcie damy więcej miłości i zrozumienia najbliższym.